Paradekonstrukcja  Józefa Piłsudskiego.

Nikt nie jest wyemancypowany od „ducha czasów”, w których żyje. Zeitgeist, określający intelektualny i kulturalny klimat epoki rzeźbi na każdym żyjącym swój specyficzny kod i trudno od jego piętna uciec. Nawet osoby zawodowo zajmujące się filozofią i traktujące analizę myśli, jako chleb powszedni ulegają rozpowszechnionym w ich środowisku wzorcom postepowania i podświadomie przyjmują pewne kody intelektualne wytworzone i narzucone z góry.  Rezygnacja z nich jest niemożliwa, gdyż automatyczne alienuje osobę autora w swoim środowisku i powoduje, że jego język staje się niezrozumiały, albo uważany jest przez współczesnych za anachroniczny. Śmieszności autorzy boją się najbardziej, dlatego – chcąc, nie chcąc – podążają za modą. Nawet antysystemowi autorzy głoszący poszukiwanie  tzw. „prawdy” uprawiają  bezwiednie postmodernistyczny nihilizm.

Zamiarem autora nie jest omawianie zagadnień ideowych, metodologicznych, czy tez językowych związanych z kształtowaniem się odmiennego podejścia do sposobu badań historycznych, ale ukazanie pewnych przykładów pokazujących faktycznie realizowanie się ponowoczesnych narracji w sposobie uprawiania historii.

Postmodernizm z założenia poddający krytyce ustalone przez wcześniejsze pokolenia narracje historyczne i oceny wielką falą wdarł się w polską popularną historiografię. Ale to taki polski bieda- postmodernizm. Modne staje się – nie badanie nowych dokumentów mogących wpłynąć na faktografię( ustalenie prawdy) -ale wyłącznie zanegowanie wcześniejszych ustaleń dla samego ich zanegowania.  Ważne jest na przykład, aby zakwestionować pewne popularne treści, sławne  postaci odrzeć z czci, honoru, człowieczeństwa. Najlepiej i najmodniej, aby z narodowego bohatera zrobić wyzutego z uczuć potworka. Im bardziej szkaradnie i brzydko opiszę się herosa i strąci go z piedestału, tym większy jest poklask antysystemowej gawiedzi, i tym bardziej „nowoczesna” jest metodologia jego pracy. Zgodnie z logiką ponowoczesną każdy ma prawo do swojej interpretacji i poglądu na rzeczywistość historyczną, a ocena profesora i laika jest tak samo uprawniona. Nie można, bowiem nikomu narzucać swojego światopoglądu. Wszystko jest dozwolone. I najwznioślejsza sztuka i najgorszy kicz. Istotne tak naprawdę jest tylko, czy ten, czy inny pogląd stanie się popularny. Dlatego wydaje się, że bardziej od samej treści ważniejsza jest obecnie reklama, okładka. Za atrakcyjnym lub szokującym opakowaniem idzie dopiero „powodzenie” zawartości merytorycznej. Coraz częściej jesteśmy świadkami zatrzymywania się autorów na samej okładce i materiale ikonograficznym bez właściwej treści sensu stricte. Po co bowiem pisać jakieś nowe rzeczy skoro wszystko zostało już napisane.  Wystarczy tylko sporządzić odpowiednio spreparowany kolaż zdjęć, dokumentów, ekscerptów, rysunków, map –przystępny komiks. Takich publikacji jest coraz więcej. Obserwujemy też rosnącą popularność przekazu wideo wulgaryzowanego w sieciach społecznościowych. Nie jest w nich istotna do końca przekazywana treść, ale popularność, zasięg odziaływania i polubienia. W nowych mediach, w bitwie na podniesione łapki nawet najbardziej prymitywny patostreamer z łatwością „zdeklasuje” kompetentnego wykładowcę akademickiego.

Studium przypadku: Dekonstrukcja dla dekonstrukcji czy dla pieniędzy?

Duch nowych czasów spowodował, że za dekompozycję najważniejszych polskich narracji historycznych zabrali się domorośli historycy i łowcy tanich sensacji.  Dla nieznanych nikomu parahistoryków możliwość bezkarnego naplucia na kogoś ważnego staje się przepustką do kariery medialnej w niszowych mediach. Taki los spotkał między innymi postać Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Postać kontrowersyjną, ale nie bez zasług , co każdy trzeźwy Polak przyzna. Zajadłość ponowoczesnych autorów antysystemowych  w dekonstrukcji mitu otaczającego jego osobę każe nam zastanowić się nad fenomenem tego zjawiska.

Autor wyłowił garść najgorliwszych dekonstuktorów tej akurat postaci. Mamy tutaj takie osoby, jak Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Gryguć, Gabriel Maciejewski, Tomasz Ciołkowski, Radosław Patlewicz i niejaki Brunon Różycki. Dziwnym trafem sposób uprawiania historii przez tych autorów legendujących  się na wiernych synów ojczyzny a nawet nowoczesnych endeków doskonale wpisuje się w naturę tego, co możemy nazwać ukąszeniem ponowoczesnym, będącym tak naprawdę postmodernistycznym nihilizmem.

Możemy w ich dekonstrukcjach wyróżnić motywy charakterystyczne dla postmodernistycznego stylu.

A.    Prawda nie istnieje, Każdy ma swoją prawdę i swoją narrację, celem krytyki jest obalenie „mitu”, który może być groźny. Nastała epoka własnych „małych narracji”.

Wszyscy wymienieni przeze mnie „narratorzy” odrzucają prawie wszystko, co już napisano     ( w znaczeniu pozytywnym) o Józefie Piłsudskim. Dlaczego?  Bowiem zostało to zmanipulowane przez propagandę, która podmieniała każdy zapis o Marszałku, tak, aby wybielić jego postać. Odrzucamy, zatem wszystko, co nam nie pasuje( dokumenty, monografie, pamiętniki), bo kłóci się z założoną tezą. Odrzucamy pisma Piłsudskiego, bo na pewno są fałszywe, pamiętniki najbliższych, bo kłamali, wybitne monografie pisane przez profesorów – akademików – Garlicki i Suleja, bo za mocno naukowe, realistyczne. Wybieramy tylko to, co może pogrążyć oskarżanego. Czyli dokumenty dowodzące, że był zdrajcą, ateuszem, rozpustnikiem. Na pewno nie był wodzem polskiego wojska i Naczelnikiem Państwa, nie był przywódcą PPS, nie rozbrajał niemieckich żołnierzy  w 1918; ale był agentem wszystkich wywiadów, a jeżeli nawet był na jakiś stanowiskach państwowych to popełniono na pewno jakiś spisek. Wiedza tajemna o tym jest znana tylko nam. My to odkryliśmy, nasza narracja nie jest wcale gorsza, pomimo, że nie mamy być może odpowiednich kompetencji. Ba!  Nawet jesteśmy prawdziwsi!  To elita intelektualna narzuciła kiedyś te fałszywe narracje, nakazując ludziom wierzyć bezmyślnie w kult pogromcy bolszewików nad Niemnem. Piłsudski jest na pewno zdrajcą, bo brał pieniądze od Austriaków i zdradzał cara rosyjskiego. A nawet odważył się uciec jemu z petersburskiego szpitala Mikołaja Cudotwórcy, gdzie czekał na proces.  Współpracował z wywiadem HK Stelle i brał brudne korony austriackie. Nasi bohaterowie Zagórski i Rozwadowski, którzy też służyli w wywiadzie austriackim – robili to z porywów patriotycznych i miłości do Najjaśniejszego Pana. Ten Dyzma nie miał żadnego planu gospodarczego ani politycznego. Reformy walutowe , które gwarantowały wymienialność złotego na złoto i dzięki utrzymaniu tego do 1939 złoty był jedną z niewielu walut wymienialnych w Europie- były  rzeczą bez znaczenia.  Budowa Gdyni i magistrali kolejowej, COP to nie jego zasługa; a Konstytucja 1935 roku nie była żadnym poważnym planem politycznym.

Zresztą kult Marszałka jest przesadzony, groźny, nam trzeba kogoś mniej eksponowanego, aby nie przytłaczał, po co Piłsudski, może Witos albo Korfanty?

Jak widzimy w patohistorii nie są ważne jakieś fakty i ustalenia, dobieramy je sobie dowolnie według uznania, tak, aby podważyć i obalić dominująca narrację.  Nawet ewidentne kłamstwa są użyteczne i pożądane. Nie ma tutaj nawet żadnej logicznej konsekwencji. Bo celem tak naprawdę nie jest weryfikacja zastanej wiedzy ani nawet jak się wydaje samo „obalanie” chwalebnej narracji.

B.    Nie zależy nikomu na prawdzie, ale tak naprawdę na sprzedaży i reklamie, „ łapkach do góry”. Cel aktywności parahistoryków jest ewidentnie komercyjny.

Cały żmudny proces obalania i nicowania czyjeś legendy służy tak naprawdę wytworzeniu produktu, który zmaterializowany w książce, czy też filmie będzie mógł zostać sprzedany określonej grupie odbiorców. Co trzeba zrobić, aby umieścić swoją (złą) wersję w supermarkecie różnych narracji?  Przecież mamy kryzys wszystkiego: autora, widza, sztuki, formy, instytucji. Kryzys staje się naszą codziennością. Najczęściej nawet najbardziej kompetentny naukowiec nie potrafi na wolnym, liberalnym rynku treści niczego sensownego zdziałać, a nawet, kiedy zdoła żmudnym wysiłkiem coś stworzyć, nikt tego nie chce wysłuchać, ani za to zapłacić. Więc jaki jest sens tworzenie nowych treści, kiedy i tak nikt nimi się nie zainteresuje? To może odwrotnie? Przykuć uwagę treściami, które już istnieją. Wyłowić te, które wzbudzają największe emocje wśród potencjalnej klienteli i tam poszukać sławy i pieniędzy? A co mają powiedzieć ambitne jednostki, którym zawistny los nie dał ani dobrego wykształcenia, ani zdolności literackich? A najbardziej poszukiwani „nowi, atrakcyjni bohaterowie” narracji: bezdomni, niepełnosprawni, przedstawiciele mniejszości seksualnych, etnicznych czy religijnych zostali już dawno zagospodarowani przez konkurencyjne lub wrogie media. Przecież pluralizm kulturowy zakłada, aby także i ich treści powinni być traktowane na równi z innymi .

Aby znaleźć swoją półkę w markecie z narracjami historycznymi trzeba śmiało szokować sensacją, kryminałem, seksem, zbrodnią. I może zrobić to praktycznie każdy.

Zakres tematyczny parahistorii w Polsce nie jest wcale jakiś specjalnie szeroki. Obejmuje postacie: Stalina, Hitlera, Piłsudskiego, oraz wszelkiej maści wątki związane z tzw. „zagrożeniem żydowskim”, Jedwabnem i obalaniem sanacji. Z nowszych wątków mamy na tapecie żołnierzy wyklętych, tzw. komunę, WSI, spisek smoleński, fałszywą pandemię. Pan Patlewicz razem z panem Żebrowskim ostatnio nawet zbierają pieniądze na treści dotyczące tzw. „mordów rytualnych Żydów na Polakach” w Rzeszowie. Ten sensacyjny i emocjonalny watek na pewno dobrze się sprzeda.

Czasami jesteśmy świadkami morderczej walki „na noże” wśród parahistoryków o pewną silnie emocjonalnie niszę tematyczną.  Na przykład zbrodnia niemiecka w Jedwabnem wyzwoliła ostatnio tyle różnych treści medialnych pośród autorów antysystemowych i nachalnych wezwań do zbiórek pieniężnych na „dzieła” patriotyzmu, że stało się to nawet niesmaczne.

C.     Technika produkcji nowych treści. Eklektyzm, kolaż, przypadkowość.

Twórca postmodernistyczny jest w ciągłym kryzysie, bo przecież wszystko już napisano. Więc pozostaje jedynie cytować, przekształcać, montować, niszczyć. Nie inaczej jest także z naszymi parahistorykami. Nie posiadając znajomości metodyki badań historycznych skupiają się z reguły na wcześniej opracowanych rzeczach przez innych historiografów. Po co badać źródła?  To zbędny wysiłek. Przecież wszystko zostało zbadane. Wystarczy zrobić tylko dobry remake sensacyjnego opracowania, czy też monografii. Wybrać to, co pasuje, podkolorować jakąś sensacyjną treścią, szokującym materiałem ikonograficznym i komiks gotowy. Przecież profesorowie nie będą tego czytać. To taki anty harlequin dla pospólstwa, wyłącznie dla pobudzenia emocji.

Dekonstrukcja postaci Marszałka przez przytoczone wcześniej grono autorów doskonale ukazuje charakter ponowoczesnej twórczości. Nikt źródeł nie bada, ale przytacza gotowe już kalki pojęciowe naszkicowane w różnych opracowaniach na przykład : „ Lodowa ściana” prof. Świętka, Dobór treści przez „obalaczy mitu” jest zupełnie przypadkowy. Ważne, aby negatywny kolaż  pasował do przyjętego wcześniej destrukcyjnego założenia.

Sięganie do paru opracowań to i tak jest pewien wysiłek intelektualny. Są „mistrzowie” patohistorii. Taki na przykład Wojciech Sumliński w książce Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego ( narracja WSI) dokonuje plagiatu/kolażu w stopniu nieprawdopodobnym, jeśli idzie o rozległość i repertuar kradzieży. Jak pisze krytyk jego książki (cytuję):” Komorowski mówi tam zdaniami z powieści MacLeana, intymne wyznania Sumlińskiego okazują się przepisane ze Steinbecka, nadkomisarze udzielają fachowych informacji wziętych z powieści Paulo Coelho etc., etc., etc. W dodatku Sumliński kradł nie tylko całe akapity, czasem trochę je retuszując, ale łakomił się nawet na pojedyncze zdania czy zwroty.[i]

Sumliński w kolejnych pracach poszedł na całość kopiując jedne swoje publikacje od wcześniejszych splagiatowanych. Powstawała swoista papka przygotowywana do druku wyłącznie pod kątem handlowym. Ale przecież wszystko już napisano. Po co się męczyć? Kolejny kolaż zawsze będzie trochę inny.

D.    Nadrealizm, komiksowa demoniczność.

Obalani bohaterowie oficjalnych narracji zazwyczaj posiadają negatywne, nadrealistyczne mocno przerysowywane cechy, tak, jak w fantastycznych komiksach. Doprawia się im rogi, odczłowiecza, formuje z ich wizerunku mroczne demony, które terroryzują Bogu winnych ludzi. Taki na przykład Rafał Ziemkiewicz w publikacji „Złowrogi Cień Marszałka” krztusi się wprost od plucia na Józefa Piłsudskiego, który jest warchołem, mordercą, megalomanem, egocentrykiem, gburem, „człowiekiem demolką”, „człowiekiem, który zniszczył polskość”.  Tomasz Ciołkowski autor „Sfałszowanej biografii Józefa Piłsudskiego” rozwija wątki masońskie. Nakreśla obraz groźnego okultysty, który uczestniczy w czarnych mszach, a w Belwederze tworzy okultystyczną świątynię. Piłsudski według autora to zdeklarowany wróg Kościoła Katolickiego, który nawet wydawał zalecenia, aby Wileńszczyznę zamienić w żydowski okręg autonomiczny. Marszałek to notoryczny zdrajca, który za złoto angielskie dokonuje krwawego zamachu, oraz okrada obywateli stosując dumping cenowy na cukier. A cukier- krzepi. Tajemnicą poliszynela miało być według autora, że Naczelnik Państwa był po prostu wariatem, którego „nie ruszano”.

Czarna, przerysowana konfabulacja ma być krzykiem kontestacji autorów wobec legendy Marszałka. Użyte środki artystyczne mają za zadanie pozbawić go człowieczeństwa, ulepić figurkę nienawistnego potworka a w konsekwencji zniszczyć ten groźny mit w świadomości społecznej.

Podsumowanie

Jak widzimy autorzy ponowocześni nie bardzo mogą specjalnie uwolnić się od specyfiki czasów, w których przyszło im żyć. Muszą dostosować się warunków narzucanych przez społeczeństwo i cywilizację. Rewolucja informatyczna powoduje, że w przestrzeni pojawiają się codziennie tysiące narracji, które aby dotrzeć do określonej grupy i zostać ”sprzedane” muszą dopasować się do percepcji odbiorcy. Nie chce on wykładu akademickiego, ale coraz częściej poszukuje krótkiego, sensacyjnego newsa.  Poza tym autorzy nie mają czasu i pieniędzy na żmudną twórczą pracę i skazani są z reguły na obrabianie wypracowanych już narracji. Mogą je afirmować lub kontestować na swój sposób. Wiadomo także, że większą uwagę wzbudzają narracje o konotacji negatywnej – wypadki, pożary, klęski, zbrodnie. Dlatego też twórcy, w tym też twórcy parahistorii, aby przetrwać w swojej antysystemowej niszy rynkowej skazani są na postmodernistyczny nihilizm. Jedni dekonstuktorzy niszczą mit Piłsudskiego , inni – z drugiej strony barykady ideologicznej  obalają legendę papieża Jana Pawła II w spektaklu „Klątwa”. Bo takie jest po prostu zapotrzebowanie odbiorców. Takie są reguły rynku. Taki jest duch czasów.

Piotr Panasiuk


[i] http://kompromitacje.blogspot.com/2016/01/sumlinski-plagiator-patologiczny.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *