Na skutek nieszczęśliwego wypadku 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku prezydent Polski Lech Kaczyński zginął w katastrofie lotniczej. Ten wypadek i okoliczności jemu towarzyszące- posłużyły części polityków związanych z Prawem i Sprawiedliwością, a szczególnie Antoniemu Macierewiczowi do próby uczynienia z postaci prezydenta postaci nieomal heroicznej obdarzonej nadludzkimi niemal cechami. Wykorzystując silne emocje towarzyszące tej wielkiej narodowej tragedii włodarze PIS zdołali przemocą narzucić ogółowi Polaków narrację zupełnie sprzeczną z rzeczywistością. Uczyniono z Lecha Kaczyńskiego wielkiego męża stanu, nowego Piłsudskiego, który walcząc o nową, sprawiedliwą Polskę „poległ” na posterunku. Wizję to szczególnie rozgłaszał wymieniony już tutaj Antoni Macierewicz, który używał miedzy innymi takich sformułowań:
Prezydent RP Lech Kaczyński swoją bezkompromisową miłość do Ojczyzny przepłacił życiem. Lech Kaczyński „budował silne, solidarne i podmiotowe Państwo”, a Jarosław Kaczyński „niestrudzenie prowadzi Polskę ku dobrobytowi”.
„Lech Kaczyński był największy prezydentem w historii Polski.”
Zdołano nawet wymusić na kurii krakowskiej pochowanie ciała Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, co miało jakby przypieczętować w oczach Polaków wywyższenie prezydenta i włączenie go w szereg najbardziej zasłużonych dla kraju bohaterów..
Jaka jednak była prawda? Czy rzeczywiście Lecha Kaczyńskiego można uznać za jednego z najwybitniejszych Polaków? Przy bliższym spojrzeniu i analizie nabieramy wątpliwości, przy głębszej zaś analizie ciężko znaleźć jakiś fakt, który potwierdza rzekome wielkie zasługi prezydenta dla Polski.
Zobaczymy, że był to wyjątkowo słaby i nieudolny prezydent, który dopuścił do dramatycznego pogorszenia pozycji Polski w Europie i na świecie.
Przyjrzyjmy się, zatem pobieżnie kluczowym etapom z życia Lecha Kaczyńskiego
1 Sprawa zdrady w Magdalence i Okrągłym Stole.
Media nazywające siebie, jako” prawicowe „ Gazeta Polska i inni oraz „pisowscy” historycy przede wszystkim Sławomir Cenckiewicz próbując zagospodarować środowisko prawicy patriotycznej po katastrofie smoleńskiej zaczęli rozgłaszać, że spotkania koncesjonowanej opozycji z władzą komunistyczną w Magdalence były „jawną zdradą”. Tak uważali już wcześniej i Kornel Morawiecki i państwo Gwiazdowie, którzy jak wiadomo nie poszli na pierwsze wybory 4 czerwca 1989. Jednakże próba Cenckiewicza i Sakiewicza miała uwiarygodnić środowisko PIS, jako reprezentantów prawdziwe antysystemowej prawicy i pozyskać prawice ideową dla obozu Jarosława Kaczyńskiego. No i kłopot zrobił się z Lechem Kaczyńskim , który był jednym z 17 wybrańców generała Kiszczaka ze strony solidarnościowej, człowiekiem o lewicowych poglądach, który sam podkreślał w wywiadach, że w „Magdalence nie było żadnej zdrady”i fraternizował się chętnie z komunistami przy alkoholu, tak jak i inni luminarze obozu solidarnościowego. Cenckiewicz jak i brat Lecha Jarosław ukuli wówczas mit Lecha Kaczyńskiego, który tylko „taktycznie” spotykał się z Kiszczakiem, i że dla niego – „pragmatyka wiernego imponderabiliom” było nie do przyjęcia, aby można było się w ten sposób „przyjaźnić” – przechodzić na „ty”, pić wódkę w Magdalence. Jarosław Kaczyński twierdził także, że jego brat „uchylił się” też od Okrągłego Stołu. Niestety, nie była to prawda, Lech Kaczyński aktywnie brał udział w obradach okrągłostołowych- był razem z Tadeuszem Mazowieckim w jednym z najważniejszych zespołów do spraw pluralizmu związkowego, gdzie decydowano o dopuszczeniu Solidarności do władzy.
Faktem, jest, że uczestnicy strony „solidarnościowej” dopuścili się zdrady w Magdalence i przy Okrągłym Stole. W zamian za korzyści osobiste i dopuszczenie do władzy zgodzili się na darowanie ubekom zbrodni komunistycznych popełnionych na narodzie, jak też i uwłaszczenie na majątku państwowym nomenklatury partyjnej, uznaniu długów komunistycznych, jako narodowych oraz likwidacji majątku narodowego mogącego być źródłem kapitału dla polskiej inicjatywy gospodarczej. Jednym z tych, który w tym uczestniczył był Lech Kaczyński i żadne próby wybielania nie zmyją jego odpowiedzialności.
2. Mit silnego szeryfa – prokuratora generalnego
Lech Kaczyński 14 czerwca 2000 został powołany przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na urząd ministra sprawiedliwości w rządzie niesławnej pamięci Jerzego Buzka, jako następca Hanny Suchockiej. Od samego początku Lech Kaczyński zaczął prezentować się, jako silny szeryf chcący walczyć z przestępczością, głoszący potrzebę przywrócenia kary śmierci.. Ten właśnie rys walki z przestępczością powielony w mediach posłużył jego bratu – Jarosławowi do założenia nowej partii Prawo i Sprawiedliwość – nowej formacji na trupie rozkładającego się AWS. Podobna taktykę zastosowano także wobec Unii Wolności, która przepoczwarzyła się w Platformę Obywatelską.
Lech Kaczyński, jako prokurator generalny więcej popsuł niż dokonał.
Fatalne skutki szczególnie miały szczególnie wytyczne Lecha Kaczyńskiego, aby prokuratorzy żądali najwyższych kar, o ile to jest możliwe, oraz wnosili o aresztowanie podejrzanych. W krótkim czasie liczba tymczasowo aresztowanych wzrosła o 50% zupełnie niepotrzebnie. Dochodziło do pomyłek sądowych rujnujących ludziom życie. Najgłośniejszym przypadkiem była sprawa pana Tomasza Komendy, który wskutek nacisków Lecha Kaczyńskiego na prokuraturę spędził niewinnie w celi 20 lat.
3. Zdrada w Jedwabnem
Lech Kaczyński, – jako prokurator generalny dopuścił się innego straszliwego przewinienia, którego fatalne skutki Polacy odczuwają do dnia dzisiejszego. Było to nie przeprowadzenie do końca ekshumacji w Jedwabnem.
Jako prokurator generalny sprawował on pieczę nad pionem prokuratorskim w nowo powstałym Instytucie Pamięci Narodowej – instytucji legendowanej, jako strażnik narodowej pamięci- w rzeczywistości czapki politycznej utworzonej do kontrolowania badań naukowych.
W roku 2001 po wydaniu w 2000 roku przez J.T. Grossa głośnej książki „Sąsiedzi” -Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zleciła profesorowi Koli – badaczowi grobów polskich oficerów w Charkowie, przeanalizowanie również sprawy zbrodni w Jedwabnem.
W połowie maja o samej ekshumacji zdecydował prowadzący śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego IPN.
Przeciwko ekshumacji zaprotestowały środowiska żydowskie i rabin Michael Schuldrich. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” 21 maja mówił on: „To bardzo ciężka decyzja. Trzeba wybierać między respektem dla zmarłych a potrzebą prawdy. Dla nas zwycięża to pierwsze. Moim, rabina, zdaniem ekshumacja jest niemożliwa z punktu widzenia naszej religii. Bo sądzę, że ekshumacja nie da wiele, a wiele zaszkodzi. Są przecież świadkowie, są inne dowody, ekshumacja nie jest, więc potrzebna”
W rezultacie sprzeciwów żydowskich prokurator Lech Kaczyński wstrzymał 20 maja 2001 ekshumację. Po naradach ustalono, że będzie ona wznowiona a przy ekshumacji będą obecni rabini, którzy będą decydować o zakresie prac. Po zbadaniu szczątki miały wrócić na miejsce spoczynku.
Ekshumacje wznowione 30 maja 2001 trwały niespełna dwa i pół dnia.. Dokonano tak naprawdę jedynie badań sondażowych. Rabini szybko wyjechali i nie można było bez ich pozwolenia kontynuować prac, natomiast przybyły 4 czerwca 2001 do Jedwabnego Lech Kaczyński nakazał szybko prawomocnie zakończenie ekshumacji, pomimo apeli nawet J.T Grossa o jej doprowadzenie do końca.
Nie do końca wiadomo, jakie motywy kierowały Lechem Kaczyńskim. Ponoć stwierdził, że ekshumacja spełniła swoją rolę i już wyjaśniono wszystko. To samo potwierdził prezes IPN Leon Kieres, który uznał, że IPN ma wystarczającą ilość informacji i więcej nie potrzebuje.
To, co się działo później, ukrywanie wyników badań, publikowanie fałszywych tez przez IPN dowodzi, że Jedwabne padło ofiarą decyzji politycznej podjętej na wysokich stanowiskach władzy i Lech Kaczyński oraz Kwaśniewski działali ramię w ramię, aby utrącić prawdę o Jedwabnem. IPN po raz pierwszy ujawniło się, że pełni rolę kagańca nad badaniami historycznymi w Polsce.
Lech Kaczyński świadomie i z premedytacją sprzeniewierzył się nie tylko polskiej racji historycznej, ale i przepisom ówczesnego prawa. Jego haniebny czyn-, który wcale nie był niewinnym zaniechaniem- powoduje, że Polacy od 20 lat są poddawani szykanom i nieuprawnionym oskarżeniom o sprawstwo mordów na żydach. Decyzję Lecha Kaczyńskiego podtrzymuje w dalszym ciągu jego następca Zbigniew Ziobro, który także obecnie w roku 2019 – już po sprawie ustawy S447 – nie widzi podstaw do ponownie ekshumacji w Jedwabnem. Jak nazwać taką politykę?
4.Gruzja 2008 amerykańska pacynka –
Podróż do Gruzji 12.08.2008 Roku, którą odbył Lech Kaczyński już, jako prezydent Polski do Gruzji w czasie tzw. wojny rosyjsko- gruzińskiej w opinii piewców jego prezydentury uchodzi za czyn najbardziej heroiczny, porównywalny z wyprawami Piłsudskiego na Kijów.
Podkreśla się odwagę prezydenta Kaczyńskiego, który nie licząc się z zagrożeniem ze strony rosyjskiego lotnictwa zdołał zgromadzić prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy, zorganizować lot do Gruzji, aby wesprzeć gruzińskiego prezydenta Michała Saakaszwilego w walce z rosyjska agresją.
Wypowiedział wówczas stokroć powtarzane słowa: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie a później może czas i na mój kraj, na Polskę”.
Niestety tworzony przez ponad 10 lat mit nie była prawdziwy. Wyprawa Kaczyńskiego do Gruzji i jego przemówienie na wiecu w Tbilisi były działaniem zupełnie pozbawionym sensu z punktu widzenia interesów Polski i nijak miały się do prawdy historycznej.
To nie Rosja była agresorem, ale prezydent Gruzji Michał Saakaszwili, który zgromadziwszy przy pomocy Amerykanów i wsparciu technicznym Izraela armię liczącą około 12 000 żołnierzy i 75 czołgów i uderzył 7 sierpnia 2008 roku na Osetię Południową ( Alanię) – będącą niezależnym państwem, formalnie tylko należącym do Gruzji z racji spadku po Związku Radzieckim. Podobnie Saakaszwili planował postąpić z Abchazją – innym niezależnym państwem będącym również formalnie w granicach Gruzji.
Rachuby Saakaszwilego i popierających go Amerykanów spełzły na niczym. Południowi Osetyńcy natychmiast poprosili o pomoc swoich braci z Osetii Północnej będącej częścią Federacji Rosyjskiej, a tamci poprzez tunel rokijski pod Wielkim Kaukazem przysłali pomoc.
Około 6000-8000 żołnierzy i setka czołgów z 58 Armii Rosyjskiej, wspierana lotnictwem z Władykaukazu jeszcze 10 sierpnia 2008 roku odbiła stolicę Osetii Cchinwali. Następnego dnia armia gruzińska wpadła w panikę i zaczęła uciekać w kierunku Tbilisi zostawiając broń i terytorium. 11 Sierpnia 2008 Saakaszwili poprosił prezydenta Miedwiediewa o rozejm, odrzucony przez Rosjan. Następnego dnia o 10.00 prezydent Miedwiediew ogłosił koniec operacji w Osetii i podpisanie porozumienia z Gruzją na skutek mediacji prezydenta Sarkozego.
Kiedy się wszystko dokonało- i zawarto pokój w Gruzji- wieczorem, 12 sierpnia 2008 w stolicy Gruzji pojawił się Lech Kaczyński wraz z grupą prezydentów Łotwy, Ukrainy, Litwy i Estonii- graczy nic nieznaczących tak samo jak i on sam, będących tylko satelitami polityki amerykańskiej. Celem przyjazdu Lecha Kaczyńskiego była walka propagandowa, wywrócenie faktów na opak, zrobienie z agresora ofiary, a z ofiary- agresora. Saakaszwili, który powinien odpowiadać przed narodem za narażenie całego kraju na wojnę i ofiary, poprzez wizytę Kaczyńskiego i stworzenie pozorów poparcia poprzez państwa został w anglosaskich mediach okrzyknięty bohaterem Gruzji. Lech Kaczyński i jego ekipa służyła na polecenie USA za listek figowy niezrównoważonego Saakaszwilego i faktycznie ocaliła na jakiś czas jego prezydenturę.
Rosja zaś szybko ukarała Gruzję uznając już 28 sierpnia 2008 Osetię i Abchazję, jako niepodległe państwa.
Co osiągnął dla Polski Lech Kaczyński angażując autorytet całego kraju po stronie agresora – zupełnie nic. Polska nie posiada w Gruzji żadnych istotnych interesów, więc wspieranie jej czynne w agresji przeciwko innym jest zupełnie pozbawione sensu, było też niewłaściwe etycznie, gdyż Osetyńcy czy tez Abchazowie nie byli i nigdy nie będą Gruzinami.
Kaczyński naraził natomiast polska gospodarkę na ewentualne sankcje gospodarcze ze strony Rosji – jednego z największych partnerów handlowych Polski.
Na skutek interwencji Kaczyńskiego w Gruzji niewątpliwie obniżyła się też pozycja Polski na arenie międzynarodowej, gdyż ważni gracze zrozumieli, że polski prezydent nie rozumie polityki i działa bezmyślnie.. Naturalnym, po 2008 roku stało się zatem, pomijanie przez obcych polityków prezydenta Kaczyńskiego i załatwienie wszystkich ważnych rzeczy z premierem Tuskiem lub tez wygrywanie jednego przeciwko drugiemu.
5. Zdrada Polski w Lizbonie.
Kolejna próbą, z która zmierzył się Lech Kaczyński była kwestia zmiany traktatu łączącego państwa wspólnoty europejskiej.
Po akcesji Polski i innych dużych krajów w 2004 roku państwa tzw. starej wspólnoty, a właściwie jej urzędnicze elity chciały sobie zapewnić uprzywilejowaną pozycje kosztem obywateli a także nowych państw wspólnoty odbierając im przy okazji de facto jakikolwiek wpływ na zarzadzanie wspólnotą. Na to wszystko nakładały się pomysły różnych środowisk lewicowych i antychrześcijańskich organizacji, aby przy okazji zacieśnienia kontroli nad obywatelami zmusić ich do zaakceptowania laickich ideologii odrzucających wartości chrześcijańskie, które miały być częścią traktatu pod nazwą Karty Praw Podstawowych
Pogłębienie eksploatacji wschodu i południa Europy przez elity starej wspólnoty wymagało przede wszystkim odebrania takim państwom jak Polska, Czechy czy Rumunia władztwa zwierzchniego narodu – zagwarantowanego w konstytucjach, prawach lokalnych oraz istniejących umowach międzynarodowych i zastąpienie tego władztwem praw tzw. Unii Europejskiej. Robiono tez wszystko, aby poprzez nowe maksymalnie rozmiękczać systemy prawne i kontrolne nowych państw, a także uderzono propagandowo w społeczeństwa zmuszając je do akceptacji nieakceptowanych wcześniej postaw- takich jak zdrada ekonomiczna, narodowa, akceptacja patologii, stosowano chłostanie pedagogiką wstydu etc.
Wobec takiej skali ataku zachodnich elit Polska potrzebowała własnych silnych i patriotycznych elit rozeznanych w Europie i potrafiących skutecznie walczyć o pozycje Polski, której się jej chce pozbawić. Niestety, klany, które wówczas rządziły Polską nie wykazywały nawet cienia chęci podjęcia walki o cokolwiek. Królowała postawa fraternizacji z Europą i zgody na wszystko w imię jedności europejskiej i to zarówno w obozie Prawa i Sprawiedliwości jak i PO i SLD.
Stary traktat nicejski dawał Polsce bardzo mocną pozycję decyzyjną w Radzie Europejskiej, podstawowej instytucji decyzyjnej w Unii. Polska, podobnie jak i Hiszpania, miała według tego traktatu 27 głosów, a cztery największe państwa: Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania, po 29 głosów. To oznaczało, że wartość polskiego głosu była równa 93 proc. wartości głosu niemieckiego. Bez Polski trudno byłoby podjąć jakąkolwiek decyzję. Traktat nicejski był gwarantem, że polskie interesy będą respektowane, a wszelkie niekorzystne rozwiązania, jak na przykład nierówność w dopłatach bezpośrednich, mogą być stopniowo niwelowane.
Kluczowym problemem w nowym traktacie europejskim było zastąpienie sposobu głosowania, z jednomyślności, – co było w traktacie nicejskim z 2001 roku, na forsowaną przez największe państwa Niemcy i Francję, zasadę tzw. podwójnej większości, czyli (55% państw członkowskich + jedno państwo, reprezentujących minimum 65% obywateli Unii Europejskiej).
Przeforsowanie nowych rozwiązań oznaczało w praktyce utratę przez suwerenne narody władzy na rzecz rozwiązań narzucanych przez większość w UE. W skrajnych przypadkach mogło to doprowadzić nawet do utraty suwerenności nad terytorium i nad infrastrukturą.
Lech Kaczyński, jako profesor prawa na pewno przynajmniej częściowo zdawał sobie sprawę z zagrożeń płynących z nowego planu organizacji wspólnoty europejskiej. Brał on aktywny i decydujący udział w negocjowaniu wszystkich kluczowych kwestii razem z bratem Jarosławem, ale pomimo legendowania o jakiś sukcesach Lech Kaczyński nie uzyskał absolutnie nic. Nie miał w sobie siły ducha, aby walczyć, ani nie znał też żadnego języka obcego w stopniu pozwalającym na aktywny współudział w jakiekolwiek fazie negocjacji.
Sam fakt rozpoczęcia negocjacji, – na które zgodził się Lech Kaczyński w kwietniu 2008 roku na Helu po rozmowie z kanclerz Merkel była katastrofalnym błędem-, po co się na to zgadzał, kiedy i Francja i Holandia w referendach powiedziały – nie? A może nie zrozumiał, o co chodzi? A może powiedział coś po pijaku? Odmowa Lecha Kaczyńskiego już wtedy spowodowałaby obalenie całego pomysłu na zmianę traktatu i pozostanie przy korzystnym dla Polski traktacie nicejskim. Jego zgoda spowodowała uruchomienie tego tak szkodliwego dla Polski procesu.
W czasie negocjacji traktatu, który był tak naprawdę poprawioną wersją odrzuconej wcześniej tzw., eurokonstytucji nie uzyskano nic, nawet stałego członka w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, ani dodatkowych europosłów. Oddawano zaś wszystko i zgadzano się na niemiecką hegemonię.
Decyzja o nasz kraj wypadł z kręgu państw decyzyjnych, a możliwości zablokowania podejmowanych decyzji spadły właściwie do zera.
„Zgoda na tak radykalną redukcję siły polskiego głosu oznaczała zarówno polską zgodę na niemiecką hegemonię w Unii, jak też zgodę na podrzędną, peryferyjną pozycję naszego kraju w strukturach unijnych. To największa klęska w polskiej polityce zagranicznej od czasu upadku systemu komunistycznego, tym bardziej gorzka klęska, bo możliwa do uniknięcia.
Wprowadzono artykuł 7 w nowym traktacie mającym na celu dyscyplinowanie państw opornych wobec unijnej dominacji. Nasze obecne problemy z UE wynikają zarówno z wprowadzenia tego artykułu, jak też z niemożliwości stworzenia mniejszości blokującej, co ma zasadnicze znaczenie zwłaszcza przy kwestiach ekonomiczno-klimatycznych ograniczających konkurencyjność naszej gospodarki.
Prezydent zgodził się także na wprowadzenie do treści traktatu tzw. konceptu antydyskryminacyjnego, który służy KE do wymuszania na naszym kraju polityki antydyskryminacyjnej, której istota polega na akceptacji propagandy homoseksualnej w edukacji młodego pokolenia.”
Tak zwany mechanizm z Joanniny – odwlekania podjęcia decyzji przez kwalifikowaną większość przez jakiś czas, który brat Lecha Jarosław podkreślał, jako jakiś sukces posłużył PIS do propagandowego zatuszowania największej klęski polskiej dyplomacji po 1989 roku. W praktyce Polska nigdy nie skorzystała z tego mechanizmu
„To ja negocjowałem ten traktat od początku do końca” – Lech Kaczyński grudzień 2007
”Uzyskaliśmy wszystko, co zamierzaliśmy uzyskać.” – Jarosław Kaczyński 25.06.2007
”Sukces przekroczył nasze oczekiwanie ” – Paweł Kowal 06.07.2007 debata sejmowa
W obozie Prawa i Sprawiedliwości wszyscy wiedzieli, że Lech Kaczyński był tylko popychadłem swojego brata. Szczególnie przeciwko traktatowi zaprotestowali młodzi patriotyczni posłowie z Solidarnej Polski
„Historyczną odpowiedzialność za tę decyzję niestety ponosi Jarosław Kaczyński – twierdził Arkadiusz Mularczyk.- To prezes PiS gwarantował słowem honoru przed klubem PiS, że Traktat nie zostanie ratyfikowany bez uprzedniego przyjęcia ustawy ratyfikacyjnej gwarantującej prymat polskiej Konstytucji nad prawem unijnym i wymagającej konsensusu narodowego między wszystkimi organami władzy publicznej w przypadku jakichkolwiek zmian Traktatu – tłumaczy przewodniczący klubu Solidarnej Polski”
Zdaniem Mularczyka, „od końca XVIII wieku żadna suwerenna władza publiczna nie dopuściła dobrowolnie do tak dramatycznego pogorszenia pozycji europejskiej Polski”, jak stało się to w przypadku przyjęcia Traktatu Lizbońskiego.
Traktat „drastycznie osłabił” pozycję Polski w Unii Europejskiej. – Zmienił się także charakter całej Unii, za czym opowiedzieli się Polacy w referendum, z tzw. „Europy ojczyzn” na „kierunek federacyjny” podlegający dyktatowi największych krajów, takich jak Niemcy czy Francja.
Największa klęska dyplomatyczna w historii kraju została wypracowana przez Jarosława Kaczyńskiego, ale to Lech Kaczyński ją autoryzował, jako prezydent i on za nią odpowiada przed Polakami i historią. Trzeba o tym pamiętać
Podsumowanie
Postać świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego wzbudza w społeczeństwie wiele kontrowersji. Obóz Platformy Obywatelskiej-, który notabene poparł go na prezydenta Warszawy w 2002 roku zawsze przedstawiał go, jako niegroźnego safandułę. Partia zaś brata – Jarosława Kaczyńskiego czyniła z Lecha świetlaną postań herosa niestrudzonego w walce o dobro Polski. Obie wizje nie są prawdziwe.
Poprzez fakt, że los powierzył mu reprezentowanie spraw Polaków, najpierw, jako jednego z liderów Solidarności, potem Prokuratora Generalnego następnie zaś, jako prezydenta Rzeczypospolitej dostał możliwość współdecydowania o losach Polski. Niestety za każdym razem Lech Kaczyński zawiódł Polaków. Jako prokurator generalny fatalnie załatwił sprawę eksumacji w Jewabnem, chociaż gdyby chciał i miał trochę charakteru mógł ją doprowadzić do końca. Do dnia dzisiejszego Jedwabne jest pretekstem do oczerniania naszego kraju o współsprawstwo Holocaustu. Na kanwie tego budowane są roszczenia, które grozą ekonomicznej egzystencji Polaków.
Jako prezydent zupełnie się pogrążył. Realizował skrajnie proamerykańską politykę nie licząc się z dobrem kraju i jego potrzebami, próbował organizować egzotyczne sojusze i koalicje energetyczne z Azerbejdżanem, Gruzją i Ukrainą wystawiając na szwank prawdziwe interesy ekonomiczne Polski.
Incydent gruziński skreślił jego osobę, jako partnera do dyskusji w oczach Zachodu. Od tamtego czasu wystarczyło negocjować już z ambasadorem USA.
Jednak najbardziej fatalną rolę Lech Kaczyński odegrał w niesławnych rokowaniach nad traktatem lizbońskim. Kłócąc się z rządem premiera Tuska, przeforsował zupełnie niepotrzebnie rozpoczęcie rozmów o traktacie lizbońskim, potem cały czas zabierając rządowi jego uprawnienia dotyczące polityki zagranicznej – popychany przez brata Jarosława – zgodził się na najbardziej niekorzystna umowę w historii Rzeczypospolitej. Nie musiał tego robić, ale zrobił to na złość Tuskowi, bo to on chciał być ojcem tego „sukcesu”. W normalnym kraju stanąłby przed Trybunałem Stanu, jako zdrajca, sprzedawczyk oddający obcym prawo decydowania o losach Polski i narażający honor i majątek obywateli na śmiertelne zagrożenie.
Niestety, w Polsce od wieków ciężko jest skazać zwykłych przestępców a zdrajców i sprzedawczyków nigdy nie udało się rozliczyć. Wielu zaś z nich okrzyknięto bohaterami.