GEOPOLITYCZNY WYBÓR POLSKI

Właściwe wybory polityczne nie pojawiają się od hoc – z przypadku, ale z reguły są wypadkową wielu czynników, które kształtują bieżącą świadomość narodu. Do najważniejszych z nich oprócz oczywiście pamięci historycznej należy umiejętność rzetelnej analizy położenia geograficznego oraz związanych z nim aspektów, z których to najważniejszymi są: demograficzny, militarny oraz gospodarczy. Tylko, bowiem dogłębna znajomość własnych zasobów i wszystkich kluczowych ograniczeń pozwalają prawidłowo nakreślić miejsce, w którym jako społeczeństwo się znajdujemy oraz wysnuć możliwości dalszego kierunku rozwoju.  Bez przeprowadzenia tej „buchalterii” – szczegółowego policzenia tego, czym naprawdę dysponujemy -będziemy tylko niewolnikami różnych miraży i w konsekwencji złych wyborów politycznych. Doświadczaliśmy tego często w historii. Na przykład „sny o potędze” lat trzydziestych XX wieku szybko zweryfikowała wojna i wrzesień 1939, który obnażył absurdalność polskiej strategii politycznej zupełnie oderwaną od ówczesnych realiów.

My i potencjały sąsiadów.

Geograficznie Polska leży na wielkiej nizinie europejskiej, która rozciąga się od Uralu aż do Paryża. Oprócz rzek nie ma tutaj żadnych naturalnych granic, Zaawansowana technicznie sieć drogowa i kolejowa pozwala szybko pokonać rozległe przestrzenie i przemieszczać sprawnie ludzi i towary.  To niewątpliwie wielka zaleta naszego miejsca na ziemi, która daje nam wielkie korzyści z pośredniczenia w wymianie handlowej pomiędzy wschodem i zachodem. Ale to jednocześnie zmora dla wojskowych, którzy wiedzą, że tych granic tych w żaden sposób nie da się militarnie zabezpieczyć. I trzeba sobie uzmysłowić, że żadne, nawet największe wysiłki na tym polu nie zapewnią Polakom bezpieczeństwa. Dlaczego? Bo nasi sąsiedzi na wschodzie i zachodzie ( Niemcy i Rosja) zawsze będą dysponowali wielokrotnie większymi potencjałami, które będą mogli sprawniej zmobilizować w przypadku zaistnienia konfliktu zbrojnego. W każdym starciu zbrojnym z tymi państwami stoimy od razu na straconej pozycji. Po prostu jedno i drugie państwo ma wielokrotnie więcej środków i możliwości.

Potęgę państwa zazwyczaj wyznacza pięć policzalnych zasobów: demografia, PKB, powierzchnia kraju, siła zbrojna, siła mediów i kultury.

 DemografiaPKB całkowite 2018Obszar krajuSiła zbrojnaWaga Kultury/mediów
Polska38 mln 0,6 bln USD     312 tys. km2   111 000Niska
Rosja150 mln 1,7 bln USD17 100 tys.km21 013 000Średnia
Niemcy82 mln4,0 bln USD      357 tys. km2    180 000Średnia

Już sama pobieżna analiza przedstawionych wartości uzmysławia nam, że nasza armia jest dziesięciokrotnie mniejsza od rosyjskiej i dwa razy mniejsza od niemieckiej. PKB łączne mamy trzy razy niższe od rosyjskiego i aż siedem razy niższe od niemieckiego. Jesteśmy tez krajem o niższym zasobie demograficznym. Także siła naszej kultury, mediów, języka nie należy do naszych najmocniejszych stron.  

W potencjalnym starciu militarnym, które może mieć miejsc na nizinach wschodnioeuropejskich, zawsze będzie decydowała ilość zasobów i szybkość ich mobilizacji. Ośrodki siły w Berlinie i Moskwie zawsze będą silniejsze i mobilniejsze. Dlatego musimy się pogodzić z oczywistym faktem, że militarnie już nigdy nie sprostamy naszym sąsiadom ze wschodu i zachodu. Doświadczaliśmy tego niejednokrotnie w historii.  

Rozwój terytorialny I Rzeczypospolitej był możliwy wyłącznie na skutek dezintegracji ościennych ośrodków siły- niemieckiego ( rozbicie dzielnicowe) i rosyjskiego (najazd Mongołów) mającego miejsce w XIII wieku. Kiedy oba te ośrodki odzyskały swoją autonomię i siłę w XVIII –XIX wieku -polskie zasoby nie mogły już sprostać ich potędze.  Polska utraciła byt państwowy. II Rzeczypospolita powstała w podobnych okolicznościach. W 1918 Niemcy były pokonane a Rosję trawiła wojna domowa. W 1939 roku obaj nasi sąsiedzi posiadali już nad naszym krajem gigantyczną przewagę w każdym aspekcie.

Wnioski z geografii i buchalterii.

Nie możemy zmienić naszych granic. Los chciał, że graniczymy z dwoma najsilniejszymi państwami w Europie. Położenie geograficzne wymusza na nas określoną politykę, w której musimy uwzględniać stale potencjały Rosji i Niemiec.

Znając własne ograniczenia, mogąc zostać stosunkowo łatwo pokonanym militarnie przez każde z ościennych mocarstw fundamentalnym interesem Polski jest zabieganie o najlepsze stosunki zarówno z Niemcami jak i Rosją. Tylko, bowiem pogłębione, przyjazne kontakty gospodarcze i kulturalne z naszymi potężnymi sąsiadami mogą zapewnić Polsce tak potrzebny pokój a majątkom obywateli bezpieczeństwo. Każda bezmyślna prowokacja mogąca sprokurować konflikt energetyczny na naszych granicach jest igraniem z ogniem, który może się skończyć hekatombą narodu. Trzeba stale o tym pamiętać. Pomimo że mamy 38 milionów obywateli jesteśmy partnerem wielokrotnie słabszym w porównaniu z naszymi dwoma najważniejszymi sąsiadami. Straszliwe doświadczenia II Wojny Światowej są zresztą częścią naszej pamięci historycznej i powinny nas czegoś uczyć.

Bez zgodnego współdziłania z Rosją i Niemcami nie jest możliwy także rozwój gospodarczy Polski, która nie może pełnić wówczas roli pomostowej na szlaku handlowym wschód –zachód. Bez zachodnioeuropejskich technologii, wschodnich surowców, otwartych granic Polska stałaby się krajem peryferyjnym bez przyszłości.  

Europa a w szczególności Niemcy zaangażowały w naszym kraju miliardy euro i to w dużej mierze tym pieniądzom i zachodniemu know-how zawdzięczany modernizację naszego kraju. Nasi partnerzy z UE nie życzą sobie na pewno byśmy narażali na szwank ich interesy poprzez nieodpowiedzialną politykę i złe wybory.

Z kolei to Rosja jest dostawcą najtańszych w Europie surowców energetycznych i rezygnacja z nich powodowałaby nieopłacalność wielu kluczowych branż polskiego przemysłu.

Miraż egzotycznych sojuszy.

 

Polska nie posiada licznej floty ani interesów zamorskich. Może się bogacić i rozwijać wyłącznie poprzez uczestnictwo w przepływach finansowych i towarowych na kontynencie europejskim, Dlatego Polska powinna jak ognia unikać wszelkich sojuszy chcących rozbić lub osłabić gospodarczo lub politycznie Europę, a szczególnie sojuszu z odległymi i wrogimi Europie Stanami Zjednoczonymi.

Polska nie ma, bowiem żadnych wspólnych interesów z USA. Nasza wzajemna wymiana handlowa nie przekracza 3% całości i jest niższa niż wymiana z Rosją 5% i zdecydowanie mniejsza niż z Niemicami (około 25%). Stany Zjednoczone nigdy nie zainwestowały i nie zainwestuję większych pieniędzy w Polsce z uwagi, na fakt, że nie traktują naszego kraju jego bezpieczne miejsce do lokowania kapitału. W oczach kolejnych administracji znad Potomaku Polska zawsze pełniła zawsze rolę zderzaka, „kordonu sanitarnego” pomiędzy Niemcami i Rosją; buforu, który trzeba jak najefektywniej wykorzystać w interesie polityki USA.

W zamian za proatlantyckie zaangażowanie USA nigdy nie oferowały Polsce nic konkretnego oprócz poklepywania po plecach i wychwalania polskiej dzielności. Za amerykański sprzęt płacimy najdrożej na świecie, nie mamy żadnych linii pomocowych czy nawet ofert darmowych dostaw niepotrzebnego sprzętu US Army, jak np. Ukraina, Izrael lub dawniej Afganistan. Trzeba sobie zdać sprawę, że USA w przypadku wojny nie są wstanie obronić Polski, czy nawet dostarczyć jej odpowiedniej ilości broni. Na przeszkodzie stoi tutaj nasze położenie. Dostawy morskie z USA można bardzo łatwo odciąć blokując cieśniny duńskie, koleje i porty państw zachodnich mogą odmówić współpracy, zaś możliwości logistyczne lotnictwa są bardzo ograniczone. Chociaż w Europie stacjonuje 64 tysiące żołnierzy USA, i gdyby nawet wszystkich zaangażować w obronę naszego kraju to coż to znaczy w obliczu milionowych możliwości mobilizacyjnych Rosji czy też Niemiec? Amerykański ośrodek siły jest położony tak daleko, że w wypadku zagrożenia swoich granic, czy innych ważniejszych interesów strategicznych natychmiast ewakuuje swoje aktywa pozostawiając Polskę samą, tak jak zrobił to ostatnio z Kurdami, czy też Afgańczykami.

Polska polityka nie powinna opierać się na tak wątłych, egzotycznych – amerykańskich mirażach, bo to zakrawa na zupełne szaleństwo. Musi stawiać na kontynent i integrację europejsko- azjatycką, bo tam znajdują się jej kluczowe interesy gospodarcze.

Każdy obserwujący bieg naszych stosunków politycznych doskonale zdaję sobie sprawę, że z sojuszu z USA Polska nie odnosiła i nie odnosi żadnych korzyści, ani militarnych, gospodarczych czy też politycznych. Zyskiwały zawsze USA, Polska ponosiła wyłącznie koszty, ryzyko i przysparzała sobie kłopotów. Pełniąc rolę europejskiego agenta -„sabotażysty” Polska zmusza do współdziałania Niemcy i Rosję, przerywa tworzące się nici euroazjatyckiej integracji gospodarczej, dorabia sobie twarz burzyciela jedności europejskiej  i opinii kraju, którym zarządzają ludzie nierozumiejący własnych interesów.

W obliczu wojny na Ukrainie absurdalność amerykańsko –polskiego sojuszu uderzyła z całą mocą w życie zwykłych Polaków. To oni ponoszą koszty jej prowadzenia, a nie USA, czy tez Rosja.  Inflacja w Polsce wynosi już 11% a prawdziwa zapewne jest pomiędzy 20 a 30%. Stopy procentowe wzrosły do 4,5 % podnosząc ratę praktycznie każdego kredytu hipotecznego dwukrotnie, cena paliwa oscyluje wokół 8 złotych uniemożliwiając najbiedniejszym komunikację. Polska, jako jedyny kraj na świecie skupuje bezwartościową hrywnę i wymienia ją na prawdziwe złotówki.  Polska stała się dla Ukrainy darmowym rezerwuarem sprzętu wojskowego, żywności, paliwa i medykamentów. Ukraińcy, którzy w swoim kraju płacili z służbę zdrowia w Polsce mają ją za darmo i są obsługiwani priorytetowego, nic, więc dziwnego, że izby przyjęć pełne są obcych przybyszy, którzy nie leczyli się od 30 lat. Dla polskich schorowanych seniorów nie ma teraz miejsca w polskich szpitalach. Wielu z nich umrze bez pomocy. Trzeba też wspomnieć o zagrożeniu AIDS, o gruźlicy lekoodpornej czy też chorobach wenerycznych, które na Ukrainie są powszechnością.  

Każdy Polak zadaje sobie teraz pytanie, co w zamian za te wszystkie poświecenia nasz kraj otrzyma w zamian od USA, jako rekompensatę. Bo trzy tysiące Amerykanów pod Rzeszowem i jedna bateria tzw. „Patriotów„ przy miliardowych kosztach wyciśniętych z Polski i olbrzymim ryzyku geopolitycznym może zakrawać na smutną groteskę.

Konieczna rewizja polityki romantycznej.

W oparach rozdygotanych emocji pobudzonych wojną na Ukrainie trudno przebić się do opinii publicznej z argumentami racjonalnymi, opartymi na kalkulacji geopolitycznej, która z kolei wynika z analizy faktycznych interesów.  W przestrzeni publicznej dominują narzucone zewnętrznie narracje niepoparte żadnymi sensownymi motywami. Są one nagłaśniane przez polskojęzyczne ośrodki masowej dezinformacji.  Mity o jakimś niespotykanym zagrożeniu rosyjskim, że oligarchiczna Ukraina jest wzorem demokracji w Europie, że tylko zastępując surowce rosyjskie amerykańskimi staniemy się oazą szczęśliwości, że tylko bezalternatywny sojusz z USA rozwiąże nasze problemy etc. Te fantazje nie zmienią jednak naszego położenia geograficznego, nie usuną naszych sąsiadów, z którymi chcemy czy nie chcemy musimy żyć i prowadzić interesy, bo innych płaszczyzn do bogacenia się nie posiadamy.  Bez otwartych rynków europejskich, niemęckiej techniki i finansów, bez najtańszych na świecie rosyjskich węglowodorów nie sprostamy wyznaniom cywilizacyjnym i zupełnie się zatracimy, jako podmiot polityki europejskiej. Dalsze prowadzenie skrajnie proamerykańskiej, sprzecznej z najważniejszymi naszymi interesami polityki oznacza nie tylko całkowitą izolację naszego kraju w Unii Europejskiej, ale także i na świecie. 

Zamiast przeistaczać się powoli, tak jak Ukraina w obszar konfrontacji militarnej i upadku, Polska powinna zrobić wszystko, aby stać się miejscem dialogu i współpracy europejskiej. Bez pokoju w naszej części Europy stracimy wszystkie nasze przewagi geograficzne i  przepływy finansowo – towarowe będą omijać nasz kraj. Ryzykujemy jeszcze więcej, bo konflikt, do którego władze z Warszawy dolewają benzyny może się rozlać na teren naszego kraju i zagrozić nie tylko życiu Polaków, ale także zniszczeniem zmodernizowanej niedawno infrastruktury.

Dlatego nowy, poprawny paradygmat polskiej polityki jest oczywisty. Należy skończyć z romantycznymi mitami o zbawianiu Ukrainy i człapaniem w rydwanie obcych interesów, a zacząć dbać wyłącznie o sprawy Polaków. Bo jak wykazano, żadnych korzyści z bycia anglosaską „wschodnią flanką” Polska nie doświadczyła i nie doświadczy. Atlantyzm to błędna opcja. Polski wybór geopolityczny to Europa, to kontynent euroazjatycki, – bo tutaj żyjemy i prowadzimy nasze biznesy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *